Dziś krótko o produkcie, który jest ze mną od dawna, a po który sięgam naprawdę bardzo rzadko. Kupiłam go zanim poznałam bazę Lumene (klik), szykowało mi się jakieś większe wyjście i chciałam mieć pewność, że mój makijaż przetrwa zabawę do rana.
Inglot Duraline
płyn utrwalający do makijażu
Opis producenta:
Duraline to płyn, który umożliwia aplikację na mokro prasowanych i sypkich cieni do powiek. Podkreśla głębię koloru i przedłuża trwałość makijażu.
Skład:
Isododecane, Bis-vinyl Dimethicone/Dimethicone Copolymer, Capryl Glycol, Phenoxyethanol, Hexylene Glycol.
Cena:
ok. 19 zł/ 9 ml
Moja opinia:
Duraline ma postać bezbarwnego płynu, o rzadkiej, oleistej konsystencji.
Zamknięty jest w małej szklanej buteleczce z aplikatorem w formie pipety, o typowej dla Inglota nieco ascetycznej szacie graficznej.
Płyn w 100% spełnia zadanie jakie postawił przed nim producent - bardzo dobrze utrwala cienie, podbijając jednocześnie ich kolor. Makijaż z użyciem Duraline trzyma się od nałożenia do zmycia w niezmienionej formie. Nic się nie roluje, nie spływa, nie blaknie. Z jego pomocą możemy każdy cień zamienić w kolorowy eyeliner. Jest bardzo wydajny. Mimo wysokiej trwałości nie wymaga jakiegoś specjalnego demakijażu. Ja bez problemu zmywałam go płynem micelarnym Biodermy Sensibio H2O oraz micelem Bourjois.
Mimo tych wszystkich zalet nie został jednak moim ulubieńcem. Dlaczego? Po pierwsze jest kłopotliwy w aplikacji. Nie można dodać go bezpośrednio do cienia, ani nałożyć bezpośrednio na powiekę i na niego położyć cień. Trzeba wysypać/zeskrobać odrobinę cienia na jakiś spodeczek/wieczko, dodać do niego kroplę Duraline, dokładnie wymieszać i w miarę szybko nałożyć na powiekę, zanim papka zdąży zaschnąć. Jest więc z tym trochę zabawy. Po drugie, Duraline nie jest komfortowy w noszeniu. Zasychając na powiece nieco ją ściąga, przez co trudno zapomnieć o jego obecności. Stosowany regularnie przez dłuższy okres czasu najzwyczajniej w świecie wysusza. Po trzecie, pędzle po makijażu z jego użyciem bardzo trudno jest domyć, zwłaszcza jeśli nie zrobimy tego od razu i pozwolimy mu zastygnąć na włosiu.
Ja już raczej nie wrócę do tego produktu, do utrwalenia cieni wystarcza mi bowiem zwykła baza, a jest mniej czasochłonna w użyciu. Ale jeśli szukacie czegoś mocniejszego, albo lubicie robić kolorowe kreski to warto zainteresować się tym produktem.
Znacie Inglot Duraline?
Co o min sądzicie?
A może macie pomysł, jak można go wykorzystać w inny sposób?
Czekam na Wasze komentarze:)
Widzę, że też lubisz Inglota :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o Duraline, ale po tej recenzji go nie kupię. Też stosuję bazę do cieni, teraz mam ArtDeco, ale muszę znaleźć coś tańszego.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa nie stosowałam jeszcze tego produktu, być może kiedyś się skuszę na zakup i przetestowanie osobiście:)
OdpowiedzUsuńDuraline używam do robienia linerów z sypkich cieni bądź reanimowania zaschniętych lienerów żelowych. W obydwóch rolach sprawdza się wyśmienicie :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tym kosmetyku, niestety rzadko używam cieni, więc chyba się nie skuszę ;)
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawy produkt, ale nie kupię, bo nie używam cieni ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam tego kosmetyku, ale sporo o nim już słyszałam :)
OdpowiedzUsuńmuszę mu się przyjrzeć z bliska przy następnej okazji :)
OdpowiedzUsuń